Zapraszam do lektury wywiadu z byłym wiceprezydentem klubu, który właśnie w siódmym meczu awansował do półfinałów. Nie tylko o HC Oceláři Třinec, porozmawiałem z Janem Czudekiem, obecnie szczęśliwym emerytem, który jak się okazuje wciąż pomaga w trzynieckim klubie.

Gratuluję awansu, po zaciętej, niezwykle wyrównanej ćwierćfinałowej rywalizacji. Jak pan podsumuje te starcia z drużyną z Budějovic?

Siódmy mecz zawsze pokazuje, który zespół bardziej chce. Wiadomo, że po sześciu spotkaniach, całej logistyce – zawodnicy i sztaby są zmęczone. Kto dał w tym siódmym meczu więcej, po prostu wygrał. Wszyscy dali z siebie to co mieli najlepszego dla drużyny, kibiców, całej społeczności.

Podczas jednej z tercji byłem niedaleko pana. Widziałem, że bardzo żywiołowo reagował pan na wydarzenia na tafli? Musieliście czekać z awansem na ostatni moment?

– Prowadziliśmy w serii do czterech zwycięstw 3:0. Taki wynik wydawał się niezły, tylko w teorii. Nasz przeciwnik był wymagający, grali bardzo dobrze. Gdy tylko poczuli, że mogą wygrać wykorzystali prawie do maksimum swoje szanse.

Jak postrzegani są polscy zawodnicy tutaj w Czechach? Najbardziej reprezentatywnym przykładem wciąż pozostaje Aron Chmielewski?

– Wystarczy popatrzyć na drogę Arona Chmielewskiego do pierwszego zespołu Oceláři Třinec. Kilka lat zajęło mu, żeby finalnie do nas przyjść i zdobyć kilka mistrzowskich tytułów. Zapracował na to, żeby znaleźć się w trzeciej linii. Wszyscy go tutaj szanują.

A Kamil Wałęga? Czy zobaczymy go jeszcze w Werk Arenie w roli czynnego zawodnika?

Kamil ma przed sobą taką samą przyszłość jak wspomniany wcześniej Aron. Musi jeszcze nad sobą popracować. Kilka szans w tym sezonie od sztabu dostał. W naszej drugiej drużynie spisuje się dobrze. Oczywiście, żeby dostać się do czeskiej Extraligi – jest bardzo trudno. Jeśli będzie tak dalej pracował, to ma na to szansę.

Jakie obowiązki pochłaniają pana obecnie? Czym zajmuje się pan na emeryturze?

– W karierze zawodowej jestem już emerytem. Od czasu do czasu w jakiś drobnostkach pomagam jeszcze w hucie. Moim głównym obowiązkiem jest pomaganie hokeistom.

Macie szansę na obronę mistrzowskiego tytułu. To stanowi dla was obciążenie, czy dodaje pewności siebie?

– Trudność będzie jeszcze bardziej wzrastać w miarę upływu kolejnych faz. W półfinałach nie ma już słabych. HC Sparta Praha to trudny rywal, z którym nie gra nam się łatwo. Przez cały sezon grali wyśmienicie. Podobnie jak w ćwierćfinałach zadecyduje, kto będzie bardziej chciał i poświęci więcej niż przeciwnik.

Kilka tygodni dzieli nas od najważniejszej imprezy dla polskich hokeistów i całego środowiska. Jak ocenia pan szanse polskiej reprezentacji w Mistrzostwach Świata Elity?

Myślę, że bez wątpienia na pewno wpłynie pozytywnie na rozwój polskiego hokeja. Liczę na to, że wielu polskich kibiców przyjedzie do Ostrawy. Cały Śląsk będzie żył hokejem. Mam nadzieje, że będzie wielu młodych polskich zawodników. Tego typu działanie zaowocuje w perspektywie najbliższych 10, 15 lat.

Zgadza się pan z opinią, że najłatwiej jest się utrzymać w tej elitarnej grupie – w pierwszy roku po awansie? W późniejszym czasie jest podobno coraz ciężej. Czy utrzymanie jest w ogóle realne?

– Powiem, że jeszcze dokładnie nie patrzyłem i nie znam rywali Polaków w grupie B. Wiem na pewno, że są Polska i Słowacja. Reszty jeszcze nie znam. Wszystkie moje działania skupiam na hokeju w Trzyńcu.

Przed spotkaniem minąłem na korytarzu selekcjonera, Róberta Kalábera. Jak układają się pana relacje z polskimi przedstawicielami?

W ubiegłym roku miałem bardzo dobre kontakty z selekcjonerem reprezentacji Polski. Poruszaliśmy sprawy o których, nie będę rozmawiał publicznie. Relacje czesko-polskie są bardzo dobre.

Czy wizerunek polskiego zawodnika, tutaj w Czechach jest dobry?

– Więcej czeskich zawodników gra w Polsce, niż odwrotnie. Każdy kto ma odpowiednie predyspozycje ma szansę na grę na tym najwyższym poziomie. Mieliśmy kilku polskich zawodników, którzy się dobrze prezentowali. Kamil Wałęga do nas nie trafił z polskiego zespołu, tylko ze Słowacji. Choć mieszka niedaleko stąd. W Litvínovie gra, Paweł Zygmunt. Z tego co widzę, to całkiem nieźle sobie radzi. Największą furorę, jeśli mogę tak powiedzieć, przed kilkoma laty zrobił – Wojtek Wolski. To było moje spełnienie wieloletnich marzeń.

Patrząc na to, że zakończył już sezon, przez większą jego część był kontuzjowany – zmiana była dobra?

Na kontuzję nie ma się wpływu. Każdemu może się to zdarzyć.

Czy po przejściu na emeryturę wciąż pomaga pan w trzynieckim hokeju? Czy obserwujecie rynek polskich hokeistów pod kątem możliwego angażu w Czechach?

– Oczywiście, że się przyglądamy. W ubiegłym roku dużo dyskutowaliśmy z selekcjonerem polskiej kadry. Trochę nas do tego zmusiła decyzja Arona Chmielewskiego z odejściem od nas. Jednocześnie nie można mu się dziwić. Ma ambicje, by odgrywać znaczącą role. W Trzyńcu, by dostać się do pierwszej lub drugiej piątki, trzeba mieć umiejętności z NHL.

Domyślam się, że przyglądacie się im pod kątem wyłącznie pierwszej ligi?

– Jest w Polsce, dużo czeskich trenerów, od których staramy się na bieżąco pozyskiwać informację na temat dobrze rokujących nastolatków. Obecnie w Tauron Hokej Lidze, nie ma gracza, który mógłby zasilić aktualnych Mistrzów Czech, czy pozostałe najlepsze zespoły.

Ogląda pan polską reprezentację?

To są sprawy na które staram się w miarę możliwości patrzeć. W przeszłości, ze względu na moje obowiązki nie miałem takiej możliwości. Teraz będąc na emeryturze znajduję i oglądam od czasu do czasu.