Zapraszam do przeczytania wywiadu z jedynym polskim zawodnikiem w barwach HC Vítkovice Ridera – Krzysztofem Maciasiem. Dla ostravian było to o tyle wyjątkowe spotkanie, ponieważ po raz pierwszy w tym sezonie pokonali gospodarzy przed własną publicznością. Mecz zakończył się zwycięstwem gości 5:4 po rzutach karnych.
Pokonujecie drużyne gospodarzy po serii najazdów. Jak ocenisz ten dzisiejszy mecz?
– To był bardzo ciężki mecz z doświadczonym rywalem. Mają w swoim szerokim składzie wielu Mistrzów. To oni przez kilka sezonów dominowali ligę. Na początku nieco przespaliśmy – szczególnie początek. Dwukrotnie przegrywaliśmy więcej niż jedną bramką, ale w końcu pokazaliśmy to czego w ostatnim czasie nam brakowało. Ta nasza wewnętrzna siła zdecydowała o powodzeniu. Być może dzisiaj również dopisało nam szczęście. To co powinno – wpadło. Po bezbramkowej dogrywce, nastała seria rzutów karnych – co jak wiadomo jest zawsze pewnego rodzaju niewiadomą. Na szczęście dobra postawa zarówno naszego bramkarza jak i zawodników zdecydowała o tym, że z Trzyńca wracamy z dwoma punktami.
Na początku sezonu, sztab trenerski nie stawiał na ciebie. Ale jak już otrzymałeś szansę, to ją wykorzystałeś najlepiej jak to tylko możliwe. Jak to skomentujesz?
– To bardzo dużo dla mnie znaczy. Wiadomo, że od początku moim celem jest gra w pierwszej drużynie. Oczywiście, jak zawsze będą zdarzać się zarówno lepsze jak i gorsze momenty. Wiedziałem, że może zdarzyć się sytuacja, że znajdę się na trybunie w roli obserwatora. Pierwsze dwa mecze tak właśnie wyglądały. Moim jednym z celów jest gra w jednej z najlepszej lidze w Europie. Jeśli dostaje szansę, to zrobię wszystko by w tym składzie pozostać najdłużej jak to możliwe. Nie zależnie od kolejnych decyzji sztabu trenerskiego, zawsze mogą na mnie liczyć.
Początek zdecydowanie nie układał się po waszej myśli. Te mozolne odrabianie niekorzystnego rezultatu dodawało wam sił i energii na dalsze minuty? To zbuduje w was wyższy poziom „drużynowości”?
– Tego typu sytuacje wpływają w bardzo znaczący sposób na dalsze funkcjonowanie. Udowodniliśmy, że nawet przeciwko tak dobrze zorganizowanej drużynie z Trzyńca, kilkukrotnie potrafimy się odbić. To dało nam dużo pewności siebie. Jeżeli sami nie będziemy utrudniać sobie pracy w obronie, to później będziemy mogli bardziej uwypuklić nasze ofensywne walory.

Derby w każdym kraju mają szczególny charakter. Wy zawsze możecie liczyć na doping własnych kibiców, którzy poświęcają swój czas i energię by was wspierać, niezależnie od miejsca rozgrywania meczu.
– W każde spotkanie wkładamy tyle samo zaangażowania. Wiadomo, że wszystko co jest z tym związane ma wpływ na dyspozycję. Widzieliśmy dzisiaj, że momentami pomiędzy hokeistami było „gorąco”. Chłopacy od lat ze sobą rywalizują o najwyższe cele.
Jesteście pierwszym zespołem w trwającym sezonie, który pokonał Trzyniec w Werk Arenie.
– Zawsze cieszy nas kiedy możemy pokonać rywala przed ich publicznością. Mamy nadzieję, że również w rewanżu – tym razem w Ostravar Arenie – również wygramy.
To dla ciebie pierwszy raz w tym sezonie przed publicznością Stalowników. Czy masz już jakieś szczególne lodowisko, gdzie gra ci się najtrudniej/najlepiej? Jak ci się tutaj gra?
– Moim ulubionym lodowiskiem jest nasz dom, czyli Ostravar Arena. Jeśli chodzi o wyjazdowe mecze to tutaj gra się szczególnie. Trzyniec znajduje się bardzo blisko polskiej granicy. Tutaj grałem swój pierwszy mecz, który wiadomo jak się dla mnie zakończył. Z tego miejsca mam bardzo dobre wspomnienia. Za każdym razem, gdy tu grałem w seniorskim hokeju, to wygrywałem. Mam nadzieję, że utrzymam tą serię na dalszych etapach kariery.
W jednym z ostatnich wywiadów wspominałeś o znaczeniu wsparcia rodziny. Rodzice mają dylemat i muszą podjąć decyzję czy oglądać syna w Tauron Hokej Lidze, czy Czeskiej Extralidze? Gdy są na trybunach to myślisz o tym w trakcie?
– Tego typu sytuacje bardzo pozytywnie wpływają na nas (mnie oraz brata) mentalnie. Wiadomo, że z bratem mam super kontakt. Cały czas do siebie piszemy i dzwonimy. Czasem pytamy siebie o rady. Bardzo miło jest mieć tego typu osobę, która bardzo dużo wie o hokeju. W każdej chwili mogę sobie z nim porozmawiać. Jest dla mnie bardzo dużym wsparciem. Za chwilę będę musiał sprawdzić jakim wynikiem zakończył się pojedynek w Polsce.
Jak dużym ułatwieniem dla ciebie jest to, że komunikujesz się płynnie zarówno po czesku jak i angielsku?
– To moje doświadczenie, które zdobywałem od najmłodych lat – bardzo pozytywnie przekłada się na moją swobodę językową. Sądzę, że po czesku rozmawiam równie płynnie jak w języku ojczystym. To bardzo mi pomaga w porozumiewaniu się z trenerami, ale również kolegami z szatni. Łatwiej jest mi zrozumieć założenia taktyczne, które czasami są skomplikowane. Gdy nie ma bariery językowej, to człowiek czuje się po prostu bardziej swobodnie. Z tego względu czuję się „pełnoprawną” częścią tej drużyny.

Trener Václav Varaďa – to zarówno dla trzynieckich jak i pozostałych kibiców człowiek legenda. Jak z nim ci się układa? Miał dodatkową motywację przed debiutem przed publicznością, z którą spędził wiele fantastycznych chwil?
– O szczegóły pewnie warto byłoby zapytać trenera. Ale z mojego punktu widzenia, nasza współpraca układa się bardzo dobrze. Muszę powiedzieć, że jest to trener bardzo wymagający, a to dobrze z perspektywy zawodnika, który chce się rozwijać. Kilkukrotnie wygrał tą ligę, więc wie na co położyć szczególny nacisk. Jestem z tego powodu bardzo zadowolony. Wszyscy wierzymy w projekt, którego jest niewątpliwym liderem. W przygotowaniach nie było jakiś innych elementów w porównaniu do rywalizacji z innymi przeciwnikami. Zna wielu zawodników, tworzył ich system gry przez wiele miesięcy, więc można powiedzieć, że jest jednym z ojców sukcesu Stalowników. Ma bardzo duże doświadczenie, więc zachował „zimną krew”.

