Hannu Kuru jeszcze w poprzednim sezonie reprezentował barwy JKH. Jednak przed rozpoczęciem przygotowań do nowego sezonu zdecydował się zmienić barwy klubowe. Gol w pierwszej tercji i złote trafienie w dogrywce zdecydowało o wygranej GKS Tychy. Kilka sezonów wcześniej podobną drogę jednokierunkową z Jastrzębia-Zdroju pokonał Mateusz Bryk, który w ciekawy sposób podzielił się swoimi spostrzeżeniami.

Jak podsumujesz ten deszczowy wtorkowy wieczór?

– Jastrzębie reprezentuje taki styl, który jest ciężki do gry. Jeżeli się nie wykorzystuje sytuacji, to ten mecz przebiega właśnie tak jak było dzisiaj. Jest 1:0 i jeden mały błąd w ustawieniu powoduje, że rywal strzela i wyrównuje. Wiedzieliśmy, że będą walczyć do ostatnich sekund, by przynajmniej wyrównać. Czasami jesteśmy winni tej nerwówki. Sam miałem okazję pod koniec, ale jej nie wykorzystałem. Sytuacji było wiele – szczególnie w drugiej tercji. Gdybyśmy 1/3 z nich wykorzystali na bramki, to nie byłoby o czym dyskutować.

Jeżeli powiem, że w drugiej odsłonie graliście asekuracyjnie we własnej tercji – to się pomylę?

– Nigdy się nie cofamy z założenia, ale cofnęliśmy się w zmianie w której straciliśmy bramkę. To był ten jedyny moment. Do samego końca chcemy grać tak jak GKS Tychy, a nie jak przeciwnik nam pozwala. Jesteśmy mocną drużyną i to my będziemy trzymać odpowiedni poziom i wyznaczać tempo gry. To przeciwnik powinien dopasowywać się do nas, a nie my do niego.

Wygrywaliście w 2015, 2018, 2019, 2023 oraz obecnie, w 2025 roku zdobywacie kolejny Superpuchar. To, że jesteście jedną z najbardziej utytułowanych drużyn w polskim hokeju plątało wam nogi?

 Nie było jakieś szczególnie wyjątkowej motywacji przed tym starciem. Mamy obecnie dobry moment w lidze. Staraliśmy się trzymać swój poziom. Dla nas wszystkich było najważniejsze, żeby nie wytrącić się z rytmu, do którego po ostatniej serii dotarliśmy. Walczyliśmy o to długo. Zawaliliśmy początek w tym sezonie. Jeżeli pozostaniemy przy tym i nie damy się rozproszyć, to będzie dobrze.

Jedną z poważniejszych sensacji jest wasz brak w nadchodzącej edycji Pucharu Polski. To ma wpływ na to, że chcieliśmy ze szczególną uwagą udowodnić, że ten słabszy moment z września i października jest za wami?

– W teorii tak, w praktyce nie do końca. Wszyscy tu jesteśmy w GKS Tychy i wiemy do czego zbudowana jest ta drużyna. Oczywiście była motywacja, bo była to pierwsza okazja do zdobycia trofeum. Obok tego nie można przejść obojętnie. Każdy ma świadomość co wydarzyło się w tych pierwszych tygodniach sezonu i dlaczego nie jesteśmy w PP. To jest już historia, więc musimy o tym zapomnieć.

To będzie długa noc w której dacie się pochłonąć miastu?

– To raczej nie będzie huczne świętowanie. Trofeum do trofeum, więc chcemy świętować w jakiś tam sposób. Jutro mamy wolne, ale od czwartku wracamy do pracy. Tego świętowania nie będzie za dużo. Kalendarz spotkań jest jaki jest. Każdy z nas jest profesjonalistom, który wie jakie są przed nim postawione zadania. Koncentrujemy się nad tym co jest ważne.